Co z kozą, lemurem i osłem?
2010-10-01 16:00:00
Przedszkolaki z Jaworzna od kilku lat opiekują się kozą Balbinką ze śląskiego ogrodu zoologicznego. Uczniowie z Katowic upodobali sobie lemura wari, a studenci z Uniwersytetu Śląskiego osła USiołka. Tylko Ministerstwo Finansów staje do ZOO okoniem
fot. Dawid Chalimoniuk / Agencja Gazeta
Nowa ustawa o finansach publicznych zabroni ogrodom zoologicznym i schroniskom dla zwierząt posiadania tzw. rachunków własnych. A właśnie na takie rachunki wpływają darowizny od osób fizycznych. W chorzowskim ZOO to kilka tysięcy złotych miesięcznie. Kupuje się za nie karmę, lizawki z witaminami czy uprząż do oswajania osła, słowem wszystko, co trudno z góry zaplanować w rygorach budżetu.
- Pieniądze specjalnie dla kozy, którą dzieci nazwały Balbinką, maluchy wrzucają do skarbonki. W zamian mają darmowy wstęp do ZOO - mówi Renata Bartyzel z przedszkola nr 27 w Jaworznie.
Takich sponsorów ZOO ma kilkudziesięciu. Od stycznia, zgodnie z pomysłem ministerstwa, to, co dla kozy uzbierają przedszkolaki, musi trafić przelewem do samorządu województwa. Bez odrębnej zgody radnych sejmiku Balbina nic jednak nie dostanie. Teoretycznie ZOO będzie mogło zawnioskować o 40 zł "na kozę" pod warunkiem, że wskaże... formalny cel księgowy. Paragrafu "Balbina" w budżecie województwa przecież nie ma.
Jolanta Kopiec, szefowa Śląskiego Ogrodu Zoologicznego w Chorzowie, uważa, że biurokraci skutecznie ukatrupią ideę sponsorowania zwierząt. - Oczywiście, że kozy, lemury czy osły nie zdechną z głodu, ale skończą się smakołyki i dodatkowe wygody. Najbardziej jednak ucierpi więź dzieci z podopiecznymi, walory edukacyjne i wychowawcze - przestrzega.
Problem dostrzega też urząd marszałkowski. - Darczyńcy, widząc skomplikowaną procedurę, mogą zrezygnować z pomocy. Zastanawiamy się, co zrobić - mówi Aleksandra Marzyńska, rzeczniczka marszałka.
Dyrektorzy 17 polskich ogrodów zoologicznych już w lutym prosili ministra finansów o poprawę kontrowersyjnego przepisu. - Poruszamy niebo i ziemię, ale jak grochem o ścianę. Protest wsparła pani senator Krystyna Bochenek, jedyna zaczęła interweniować w ministerstwie. Ale kwietniowa katastrofa pod Smoleńskiem wszystko przekreśliła - mówi Kopiec. I przypomina, że pomoc wielokrotnie obiecywali jej śląscy posłowie.
Posłowi Mirosławowi Sekule cała sprawa przypomina przypadek naliczania VAT-u od darowanego chleba. - Znowu odżywa stary spór: społecznicy kontra urzędnicy. Ci drudzy za każdym razem wyjaśniają, że uszczelniają system, ale przy okazji niszczą społeczne inicjatywy. Wiadomo, że od elastycznego gospodarowania drobnymi datkami w ZOO państwo się nie przewróci - uważa Sekuła. Jak mówi, rozmawiał o sprawie z członkami komisji finansów publicznych, którzy radzą, by poczekać, aż przepis wejdzie w życie. I wtedy ponieść larum i pokazać problem.
Witold Gałązka, Gazeta Wyborcza Katowice